Kto z Was nie przechodził tego etapu „od jutra zaczyna dietę… nie będę jeść tego i tego…”?  Z resztą bardzo często kojarzy się to z postanowieniami noworocznymi.  Narzucamy sobie tą zero-jedynkowość i za wszelką cenę w 100% chcemy trzymać sztywny plan. Jest to bardzo często powielany błąd.

W życiu każdego z nas zdarzają się sytuację – urodziny kogoś bliskiego, święta, spotkania ze znajomymi, w którym zjemy przysłowiowy kawałek tort. Przy takim zero-jedynkowym podejściu od razu nasuwa się myśl „Mam to gdzieś! Zjadłam/zjadłem ciasto, dieta mi nie wyszła więc teraz mogę jeść wszystko!”. Czyż nie mam racji? Obstawiam, że ok. 90% osób, które próbowało w swoim życiu rożnych diet przechodziło ten moment. Ba!  Nawet ja tak miałam. Będąc na pierwszym roku studiów myślałam, żeby jeść tylko „zdrowe rzeczy” –„ zero słodyczy, owsianki na wodzie bo przecież na mleku  mają dodatkowe kalorie!, ograniczenie tłuszczu i mięsa bo to przecież tylee kalorii!” Dodatkowo katowanie się ćwiczeniami a efektów brak. Dochodziło do sytuacji  którą opisałam wyżej i cała „dieta” (jeżeli to tak można nazwać) szła w kąt. Podobnie jest z treningami – albo narzucamy sobie maksymalną intensywność albo nie robimy nic, bo odpuściłam/odpuściłem sobie dwa dni ćwiczeń.

Znacie te schematy?

Pora zmienić podejście i czerpać korzyści z małych – wielkich zmian. Zawsze możliwości jest więcej niż jedna.  Więc albo znów pójdziemy w stronę skrajności i zakończymy „dietę od poniedziałku” albo zaczniemy od małych kroczków.  Kluczem do tego jest świadomość , że to przysłowiowe ciastko nie będzie zabronione tylko dlatego, że zaczyna się dieta. Nie traktuj małych odstępstw jako porażka. To odcięcie sobie stresu, że czegoś „nie będzie można” bardzo odciąża psychicznie. Ponadto to my sami narzucamy sobie restrykcje.  Zaczynamy odchudzanie  od pytania „na jaką dietę mam przejść?” a nie od analizy swoich dotychczasowych nawyków żywieniowych. Efektem tego jest dopasowanie siebie do diety, a nie tak jak to powinno być diety do siebie.

Często moi podopieczni przychodząc do mnie do gabinetu mówią, że „nie będę jadła/jadł tego, tego i tego” a moje pytanie wtedy brzmi „czy na pewno tego chcesz?”. W takich sytuacjach, gdzie pacjent na co dzień nie wyobraża sobie przypuśćmy dnia bez słodyczy, ale deklaruje że na pewno nie będzie już ich jadł wiem, że prędzej czy później dojdzie do tego, że się na nie skusi. 

Dlatego podczas współpracy  „zdrowo dla głowy”  stosuję zasadę 80/20 i to ciastko w diecie też się znajdzie. Zarówno w kwestii diety jak i treningu lepsze jest 80% niż 5% naprzemiennie stosowane ze 100%. Pamiętajcie, nauczcie się zdrowego podejścia do jedzenia i czerpcie z niego samą przyjemność a efektem ubocznym będzie utrata nadmiernych kilogramów.

Komentarze